piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział XIV Kochankowie



Andere Pote przemierzał poziomy „Niewiedzy”, a wszyscy mijający go Mroczni Jedi i członkowie załogi stacji, z szacunkiem usuwali się mu z drogi. Gdy dotarł do sali RPS, zastał tam tylko śpiącą na fotelu Adelę. Voda, Katori i Korsin znajdowali się w układzie Xamarcii i odpierali atak Sojuszu, o którym Andere został powiadomiony przed dwudziestoma minutami. Po otrzymaniu tej wiadomości kapitan Scal poleciał na swój okręt, by go przygotować do walki, jednak zgodę na odlot mógł otrzymać tylko przy krytycznej sytuacji.
 

Wielki Mistrz jeszcze pięć lat wcześniej, sam należał do Rady, jako wiceprzewodniczący. Już wtedy miał pod sobą Katoriego i Vodę, a także nauczyciela Merica. Gdy podczas trzeciej bitwy o Lagin Prime, zginęła Wielka Mistrzyni Serra Voda, jej miejsce w Najwyższej Radzie zajął Andere, dołączając do trzynastu najważniejszych osób w państwie. 


Adelę poznał trzy lata później, gdy jej mentor zaczął przykuwać uwagę Wielkich Mistrzów i trafił do RPS. Mimo dużej różnicy wieku, Andere zakochał się w dziewczynie i postanowił jej pomagać, tak jak Mericowi. Adela odwzajemniła jego uczucia, jednak nie była zainteresowana zdobywaniem potęgi, a jedynie na dostatnim życiu, na uboczy, bez zwracania uwagi. Wielki mistrz postanowił spełnić jej zachcianki, dlatego gdy nauczyciel Adeli zginął, dziewczyna zajęła jago miejsce w radzie. Niestety wojna nie sprzyjała planom pary, więc musieli się ukrywać, a Adela robić to co do niej należy.

Andere podszedł do ukochanej i zaczął masować jej ramiona. Adela usiadła wygodniej, ale nie otworzyła oczu.

– Nie powinnaś teraz spać! – odezwał się, ściskając mocniej jej ramiona.


– Przestań! – Stęknęła i podniosła się z oparcia fotela. – Przysnęłam tylko na chwilkę, byłam zmęczona.
 
Puścił ją i spojrzał na stół. Kilka lampek migało informując o wiadomościach z frontu.

– Jesteś niemożliwa. Jak możesz spokojnie spać, gdy w sąsiednim układzie toczy się bitwa?


– Na miejscu są Mistrzowie Katori i Voda, wiec raczej nie ma się o co martwić, a przy takiej flocie Sojusz nie ma szans na zwycięstwo. – odpowiedziała, a widząc gdzie mężczyzna patrzy dodała. – Wszystkie wiadomości odbiera Scal, na swoim okręcie.

– To nie zwalnia Cię z obowiązków, ktoś musi sortować wszystkie informacje i przesyłać ja do Archiwum. A propos obowiązków. Wysłałaś wiadomość?
 
– Oczywiście kochanie. W tej sprawie nigdy cię nie zawiodę.

Andere, Adela i kilku innych Mrocznych Jedi, było zamieszanych w sprawę pewnego członka Zakonu, który wszedł w posiadanie niebezpiecznych informacji. Ich zadaniem było dopilnowanie, by te informacje nie wypłynęły i nie zasiały chaosu w szeregach Laginatu.
 

Dopiero późno po zachodzi słońca Turyści zakończyli świętowanie, z okazji zakończenia oblężenia Iset. Thomas dopiero wtedy zakończył swoją medytację i zszedł do głównej hali magazynu, pogrążonej w półmroku i pełnej pustych kontenerów. Na dole znalazł tylko czterech członków ugrupowania, stanowiących główną drużynę, czyli Maxo, Victoria, oraz Kaleeshiańskie bliźnięta Hui i Meeka. Osoby te były zawsze najbardziej zaangażowane i godne zaufania, z wszystkich Turystów, których Kubis wyznaczył osobiście, by uczestniczyli w jego tajnych wypadach. Wszyscy byli trzeźwi i przygotowani do drogi. Pozostali uczestnicy biesiady poszli już do domów, prawdopodobnie  spodziewając się, że przez następne kilka dni nie spotkają przywódcy grupy i jego towarzyszy.

– Thomas! Jesteś już spakowany? – Zażartował Isetianin Maxo, na jego widok, dobrze wiedząc, że mężczyzna cały swój, niewielki dobytek trzyma zawsze na statku, lub przy sobie.

Isetianie byli bardzo podobni do ludzi, wyróżniali się tylko zieloną skórą, dużymi, ciemnymi oczami i mięsistymi rogami, wyrastającymi ze skroni, przypominającymi lekku. Kubis miał raczej jasny odcień zieleni i wyjątkowo małe, jak na swój wiek rogi, co czyniło go wśród pobratymców, osobnikiem mało atrakcyjnym.
 
– To zależy gdzie lecimy. – Odpowiedział Thomas, ze słabym uśmieszkiem. – Mam nadzieję, że poza mgławicę graniczną.

– Masz szczęście, po tek długiej przerwie będę musiał odwiedzić moich współpracowników, w tamtym regionie. Wraz z resztą grupy ustaliliśmy, że najlepiej będzie zacząć od Aveme, następnie Taydeoo, a potem się pomyśli. Mam nadzieję że nie przeszkadza Ci, że nie czekaliśmy na ciebie z podjęciem decyzji.
 
– Nie, nic nie szkodzi. Odpowiada mi taka opcja.

– Woleliśmy uniknąć na razie lotów na Xamarcii, bo od moich rodzinnych kontaktów, w Dystrykcie Dycha, dowiedziałem się o posunięciach militarnych, w tej okolicy. Obawiałem się powtórzenia niedawnej sytuacji.
 
– Rozumiem.

Kubis dobrze znał Thomasa, wiedział o jego sentymencie do rodzinnej Xami, jak i o wielu innych sprawach.
 
Rozmawiali jeszcze chwilę, zanim opuścili magazyn i drogim śmigaczem polecieli na prywatne lądowisko, w strefie dla arystokracji.

Ich frachtowiec, „Myśliciel wspaniały”, to lekko zmodyfikowany, luksusowy MSA-250. Jak wszystkie statki produkowane przez fabryki Sojuszu, miał on prosty plan prostopadłościanu, bez żadnych ozdób.
 
Piątka Turystów, weszła na pokład i od razu przystąpili do startu. Thomas już wchodząc na rampę, poczuł się jak w domu, ale nie poszedł do swojej kajuty, której nie widział od kilku tygodni, a do kokpitu by z pozostałymi obserwować, zbliżające się gwiazdy. Pogrążona w mroku nocy, część Iset, z której wyruszyli, zmywała się z wszechobecną czernią kosmosu. Na orbicie zobaczyli tylko kilka fregat Sojuszu, stanowiące skromną blokadę planety. Dzięki specjalnemu immunitetowi, jaki zapewniała rodzina Maxo, uniknęli kontroli lotu i bez problemu opuścili układ.   

__________________________________________________________________

Przepraszam, ze przez ponad miesiąc nie było rozdziału, ale miałem kilka spraw do załatwienia w szkole i nie było czasu na pisanie. Teraz zamierzam się poprawić i dodawać rozdziały co tydzień (wyjątkowo ten rozdział jest w piątek, a nie w czwartek, dlatego, że wczoraj mi internet padł i nie było jak opublikować). Jeśli uda mi się uniknąć kolejnych opóźnień, to prawdopodobnie przed końcem sierpnia zakończę pierwszą część Rządów Cienia i od razu zaczną następną.

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział XIII Bitwa o Xamarcii



Rozkaz brzmiał „Flota Laginatu jest zajęta! Atakujcie natychmiast!”, więc zaatakowali. Gdy flota Sama wyszła z nadprzestrzeni, ujrzeli przed sobą turkusowy glob, otoczony przez rozproszone okręty. Wojska sojuszu nie próżnowały i szybko podjęły próbę dostania się do atmosfery Xamarcii, wykorzystując nieuwagę obrońców.

Oczywiście dezorientacja Laginatu trwała tylko chwilę, bo nie dało się przeoczyć sześciu fregat wychodzących z nadprzestrzeni. Zanim jednak obrona Xamarcii się zorganizowała, Sam podleciał do planety i wziął jeden z Legerarme, nie dając mu żadnych szans. Te dwadzieścia minut, które minęły od przybycia wystarczyły by flota Dystryktu Dycha zdobyła przewagę otaczając się myśliwcami i zajmując wyznaczone pozycje. Mimo że mieli czysty dostęp do planety, nie wysłali jeszcze transporterów z ludźmi  Mirio, obawiając się, że zostaną wystrzelane w atmosferze przez myśliwce Laginatu, jeszcze zanim wylądują.

Siły obronne Xamarcii zjawiły się błyskawicznie i utworzyły formację ofensywną. Utrata jednego okrętu nie zapewniła Samowi zwycięstwa. Laginat nadal miał przewagę liczebną, dysponując trzema krążownikami i sześcioma fregatami. Jednak formacja, jaką zastosowali ich przeciwnicy, była bardzo prosta. Cięższe Nuvelarme ustawiły się na przedniej części blokady, a fregaty zajęły pozycje tuż za nimi. Co dziwne nie wystawiono jeszcze myśliwców, z planety, ani krążowników.

Sam nie zastanawiał się jednak, nad nietypowym zachowaniem przeciwników, tylko od razu przeszedł do działania. Cztery fregaty Sojuszu otoczyły „Drucha” i „Nietypowego”, ustawiając się bokiem do blokady, by więcej baterii turbolaserów mogło oddać strzał. Okręt flagowy Sama i jego towarzysz, były bezpieczne, poza zasięgiem wrogich dział. Ta formacja miała zapewniać możliwość przegrupowania się myśliwców i ewentualnego powrotu na chronione fregaty , w celu napraw lub uzupełnienia amunicji. W przypadku, gdy jeden z okrętów otrzymał zbyt wiele obrażeń, miał go zastępować „Nietypowy”, a sam mógł w bezpiecznej strefie dokonywać poprawek i czekać na następną zamianę, po której ustawiał się niezniszczoną stroną, do przeciwników. Dzięki tej strategii Sam chciał ograniczyć straty, jednak obawiał się, że zapewni sobie w ten sposób zwycięstwa.

– Sir. Blokada w zasięgu! – Zameldował jeden z oficerów na mostku.

– Otworzyć ogień! Wysłać myśliwce! – Rozkazał i wyjrzał przez iluminator.

Przestrzeń między okrętami wypełniła się zielonymi i czerwonymi błyskawicami, które odbijały się lub były pochłaniane przez deflektory.


Przez wielkie okno w sali naraz, Bella patrzyła jak osiem wahadłowców znika jej z pola widzenia. Niecałe pół godziny wcześniej Mistrz Katori zszedł, wraz z Mericiem do hangarów Cytadeli, niechętnie oddając dowodzenie Vodzie. Przed ich odlotem Mistrzyni wolała nie dokonywać żadnych poważniejszych zmian, w strategii obrony Xamarcii, by nie narażać się Falleenowi. Teraz jednak Katori opuścił Miasto, więc mogła wprowadzić swój plan w życie.

Odwróciła się od okna i spojrzała na hologram przedstawiający przebieg bitwy. Flota Laginatu byłą w ciężkiej sytuacji. Przez brak wsparcia ze strony myśliwców okręty były łatwym celem, chociaż na razie żadnego nie stracili. Niestety to samo można było powiedzieć o flocie Sojuszu. Trzeba było to zmienić!

– Mieczu Ruel. – Zawołała Bothanina, który stał obok Immortala. – Obejmiesz dowództwo nad myśliwcami z Cytadeli.

– Dziękuję Mistrzyni. – odpowiedział i wyszedł z sali.

– Przekażcie flocie – zwróciła się do Sług – by po przybyciu wsparcia i odparci myśliwców, spróbowali rozbić szyk Sojuszu! I wezwijcie wsparcie z Xami II!

– Nie możemy, Mistrzyni. – opowiedział jej jeden z Mrocznych Jedi. – Od ograniczenia floty obronnej Xamii II, Wielki Mistrz zarządził by nie wzywać ich, jeśli zagrożenie nie jest poważne. 

Spojrzała na Immortala.

Kel Dor stał z boku, w ciszy obserwując sytuację. Wydał jej się rozbawiony, chociaż ciężko to było stwierdzić przez maskę zasłaniającą twarz. Poznała go wiele lat wcześniej, gdy była jeszcze Mieczem. Opowiedział jej wtedy o odległej planecie Dantooine , z której pochodził i wielu innych światach ze znanej części galaktyki. Zafascynowana przekonała Immortala, by kiedyś ją tam zabrał i od tamtego czasu utrzymywali swoją znajomość w tajemnicy. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała, nawet Mericowi, pomimo wielkiego zaufania do chłopaka.

– Powiedz by czekali na rozkazy. – odparła w końcu.

– Tak pani.


Wschodnie lądowisko Cytadeli było pełne myśliwców typu LSF-a7. Były to wysokie na pięć metrów maszyny, z kokpitem na szczycie. Na końcu platformy znajdowało się kilka podobnych, chociaż wyższych i lepiej uzbrojonych LSF-b4.

Jedna z tych maszyn została przydzielona Proditorowi Ruel, należącego do grona najlepszych pilotów w Zakonie Odnowienia Ciemności. Wcześniej brałudział w wielu bitwach, ale po raz pierwszy prowadził obronę po tej stronie frontu. Jak każdy w Radzie Czwartego Skrzydła, Ruel brał udział w atakach na planety Sojuszu, ta kjak przed kilkoma miesiącami w układzie Iset. Wtedy ich flota poległa w starciu z siłami słynnego admirała Hebesa. Na szczęście ten głupiec dał się zabić, jakiemuś altyleżyście z “Niewiedzy”. Pomyślał i sieuśmiechnął do siebie.

Odrzucił od siebie wspomniania ostatniej porażki Laginatu, w sektorze Herethi i skupiłsie na chwili obecnej.

Dotarł do przydzielonego mu myśliwca i dokładnie mu się przyjżał. Na pierwszy rzut oka nie różnił sieod maszyny Bothanina, poza symbolem Cytadeli, jednak po dokładniejszym obejżeniu, zauważył modyfikacje silników i wyżutnie nieznanych mu torped.

– Najnowszy LSF-b4i, prosto z fabryk Accle, sir. – Odezwał się ktoś za Proditorem.

Podszedł do niego Zygerriański mężczyzna w stroju pilota. Osobnicy tej rasy byli bardzo rzadko spotykani w Laginacie, podobno mają tylko pięć małych rodzin. Proditor od razu wyczuł, że pilot nie jest wrażliwy na Moc, więc zignorował go i wskoczył do, wysoko położonego kokpitu.

Zygerrianin wydał się przez chwilę zaskoczony, ale opanował się i zaczął się wspinać do podobnej maszyny obok.

Ruel kontem oka to zauważył, gdy zamykał kokpit, ledwo ukrywając podziw. Pilotowanie myśliwców typu LSF-b, było przeznaczone tylko dla członków ZOC, więc mężczyzna musiał być świetnym pilotem, aby doznać tego zaszczytu.

Bothanin odpalił silniki myśliwca i poleciałw stronę orbity Xamarcii, a zanim wszystkie maszyny z lądowiska. Niebo powoli ciemniało, aż zamieniło się w czarą próżnię kosmosu, usianą gwiazdami. Przed nimi ukazała się flota Sojuszu, otoczona łukiem okrętów Laginatu. Między krążownikami i fregatami krążyło pełno jednostek AS-3, którym nikt nie przeszkadzał w ostrzeliwaniu blokady. Aż do teraz.

– Status. – Powiedziało komunikatora.

– Eskadra druga w gotowości. – Odezwał się pilot, którego Proditor rozpoznał, jako Zygerrianina z lądowiska.

– Eskadra trzecia w gotowości.

– Eskadra czwarta w gotowości.

– Eskadra piąta w gotowości.

– Eskadra szósta w gotowości.

Obserwując zbliżające się pole bitwy, ocenił sytuację i rozdzielił sześć przydzielonych mu eskadr.

– Trójka i czwórka, wesprzyjcie prawą flankę. – Rozkazał pozostałym pilotom. – Piątka pomórz im atakując Protectony z tamtej strony.  Szóstka twoje jest lewa flanka, dwójka lecisz z moimi od frontu. – Zobaczymy na co cię stać. Dodał w myśli.

Formacja rozdzieliła się na trzy grupy. Proditor ze swoimi piętnastoma LSF-a7 i z piętnastoma Zygerriania, skierował się w stronę okrętu flagowego Laginatu. Był to  „Vrudini VI”, należący do szesnastu pierwszych krążowników Nuvelarme, które uniknęły zniszczenia podczas Masakry nad Accle. Teraz okręty należały do Wielkich Mistrzów, jako symbol minionej władzy ostatniego Arcylorda.

Zanim dotarli do blokady zostali zauważeni przez pilotów AS-3, którzy od razy się na nich rzucili. Eskadry pierwsza i druga rozproszyły się, poza Ruelem, który tylko czekał cierpliwie, nie zmieniając kursu. Gdy tylko przeciwnicy znaleźli się w zasięgu, wyczuł Moca odpowiedni moment, odpalił główne działka i zestrzelił dwa myśliwce. Pozostałe AS rzuciły się za pilotami Laginatu, między innymi za Zygerianinem. Pilot sprawnie unikał strzałów i niszczył myśliwce Sojuszu. Chyba faktycznie jest godny pilotowania LSF-b, pomyślał Ruel.

_________________________________________________________________________

Jak zwykle spóźniony, ale już (już to jest od 4 maja) się spinam by napisać następny na następny tydzień.

Tym razem bez dedykacji, ale mam pytanko:
Która postać z Rządów Cienia, najbardziej wam przypadła do gustu? Piszcie w komentarzach.
Żeby nie było to ja też odpowiem. Moja ulubiona postać jeszcze nie
nadeszła, ale z tych co już są to najbardziej lubię Bellę Vodę ;)
Ilustracji jeszcze nie ma ale już mam rysunki koncepcyjne, więc jest progres :D

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział XII Dezerter



Położone nad wąskim jeziorem stolica Iset Basille stanowiło cud architektury. W samym centrum stał, górujący nad pozostałymi budynkami, wspaniały pałac, w którym mieszkali, oraz prowadzili interesy członkowie arystokracji Iset. Niżej, otoczona przez krąg muru znajdowała się strefa, przeznaczona dla zamożniejszych mieszkańców. Następny, najwęższy poziom zajmowały prywatne, lub państwowe przedsiębiorstwa, hangary i porty kosmiczne. Najniższą strefę miasta zamieszkiwali przeciętni obywatele, pracujący zazwyczaj poziom wyżej. Poza murami ciągnęły się slumsy, do których nie wszedł by żaden szanujący się mieszkaniec. Jedynym sposobem komunikacji między poziomami, były liczne mosty, które pierwotni mieszkańcy planety pociągnęli wewnątrz, jak i na zewnątrz miasta, zamiast wybudować normalne drogi.

W podobny sposób prezentowały się inne miasta, na Iset. Jednak pomimo swojej zafascynowania wysokimi budowlami, pradawni władcy planety woleli zamieszkiwać imponujące katakumby pod nimi. Byli to członkowie Wielkiego Zakonu Mędrców Jow-nami, czyli przedstawiciele rasy Isetian, którzy wykazali kontakt z bóstwem Jow-nami, lub jak to Mroczni Jedi określali, byli wrażliwi na Moc. Mędrcy uznawali zawsze, że taki kontakt to najwyższa świętość, więc każdy kto doznał tego zaszczytu, był zabierany w podziemia, gdzie wpajano mu nauki Zakonu. Dzięki telepatycznym zdolnością utrzymywali stały kontakt i pomimo dużych odległości utrzymywali ład, w miastach na całym globie.

Po przybyciu wojsk Laginatu, członkowie Zakonu ukryli się w swoich podziemnych komnatach. Nie pozostali jednak długo w kryjówce. Gdy tylko usłyszeli, że Mroczni Jedi, bezkarnie korzystają ze świętych zdolności jakie dawało im Jow-nami postanowili zadziałać. Dzięki swoim zdolnością, zasiali zamęt w szeregach ZOC i zniszczyli ich od środka. Mimo to historycy w całym Sojuszu, głoszą że to na Herethi, pod dowództwem generała Dycha, powstała pierwsza rebelia. Jednak wszyscy Isetianie, wiedzą jak było naprawdę.  

Thomas Lyno był prawdopodobnie jednym człowiekiem, który poznał nauki Mnichów Jow-nami, a może nawet jedynym nie-Isetianinem.

Gdy miał piętnaście lat uciekł z rodzinnej planety Xami I, z przyjacielem i pierwszy raz trafił na Iset. Poznał wtedy jak bez problemu opuszczać granice Laginatu. Na miejscu poznał jednego z Mędrców, Qulana Nike, który zobaczył w nim wielki potencjał Jow-nami i postanowił go nauczać za wszelka cenę. Okazało się jednak, że Thomas nie jest w stanie korzystać z darów bóstwa, mimo wyraźnego kontaktu. Gdy Zakon dowiedział się, o świętokradztwie jakiego dopuścił się Qulan, skazali go na śmierć, a chłopca zostawili samego na ulicy.

Nie mając co ze sobą zrobić zapisał się do wojska Sojuszu i trafił do szkoły wojskowej na Herethi. Po dziewięciu latach służby na Arav, gdy dostał rozkaz przeniesienia, na front, sprzeciwił się i uciekł z wojska. Podczas ukrywania się na Iset pod fałszywym nazwiskiem, przyłączył się do bandy buntowników, określanych jako Turyści, którzy dla przyjemności podróżowali po planetach Laginatu i Sojuszu, ryzykując życie, by przeszkadzać obu stroną konfliktu.

Ostatnie półtora standardowego roku, spędzili jednak w Basille, z powodu niefortunnego wypadku. Gdy ostatnio przybyli na Iset, dokładnie dwa dni później doszło do ataku na system. Potężna flota Wielkiego Mistrza Tarrto podbiła Mgławice Graniczna, dzielącą oba państwa i pod dowództwem Mistrzów Stultus i Zeho, Laginat przejął planety Maleet i Nusumidi, na krańcach układu planetarnego. Przezorni Isetianie utworzyli blokadę, nad rodzinnym globem i zakazali jakichkolwiek lotów kosmicznych, przez co uziemili Thomasa. Pierwszy promyk nadziei pojawił się gdy po niecałym roku okupacji, słynny admirał Hebes pokonał wrogie siły, po czym odzyskał Mgławicę. Okazało się jednak, że władze Iset nadal czuły się zagrożone, więc jeszcze długo utrzymywali blokadę, a ich strach wzrósł jeszcze bardziej gdy Hebes zginął podczas porażki nad Lagin Prime, a granice znów trafiły w ręce Laginatu. Dopiero wczoraj, miesiąc po tym tragicznym wydarzeniu flota dystryktu Dycha opuściły orbitę planety.

Thomas jednak nie świętował zwrócenia wolności, wraz z innymi członkami bandy. Podczas dwóch lat nauki u Qulana nauczył się, że lepiej unikać podobnych balang, oraz unikać alkoholu, który utrudniał medytację i trzymał się tego przez cały czas.

 Z dachu opuszczonego magazynu, w strefie przemysłowej Lyno widział całą północna część miasta i wielkie jezioro, przecięte przez most prowadzący do miasta na drugim brzegu. Zawsze lubił medytować na wysokościach i podziwiać piękne widoki. Słońce już zaszło, więc w domach i na ulicy pozapalano pełno lamp, które razem tworzyły świetlisty pejzaż.

Budynek na którym się znajdował, od ich ostatniego przybycia stanowił kwaterę główną Turystów. Wcześniej służył prawdopodobnie za magazyn, ale z nieznanych powodów został opuszczony, tworząc idealne miejsce spotkań grupy.

Mężczyzna usłyszał jak drzwi na dach otwierają się i wchodzi przez nie Nautolańska kobieta. Victoria Mue podeszła do niego i usiadła obok.

– Jak ci mija wieczór? – spytała.

– Spokojnie, jak zwykle zresztą. – Odpowiedział i uśmiechnął się, chociaż pewnie tego nie zauważyła, zapatrzona w krajobraz.

Wszyscy wiedzieli o medytacjach Thomasa i woleli mu nie przeszkadzać, jednak Victoria była wyjątkiem. Zabrali ją kilka lat wcześniej, gdy przebywali na Lagin Prime. Samotnie błąkała się po ulicach Korio, pozbawiona domu i rodziny podczas trzeciego ataku Sojuszu na planetę. Pomimo sprzeciwów pozostałych, Thomas wziął ją ze sobą i przekazał nauki Mędrców Jow-nami, oraz nauczył walczyć. Co prawda nie byłą już dzieckiem, ale dramat, który przeżyła mocno nią wstrząsnął, przez co poszukiwała autorytetu.

W ciągu pięciu lat się zaaklimatyzowała i została pełnoprawną członkinią Turystów. Przestała też myśleć o Thomasie, jak o mentorze, a zaczęła traktować go jak przyjaciela.

– Nareszcie się stąd wyrwiemy! – powiedziała, przerywając ciszę. – Zatęskniłam za gwiazdami.

– Ja też.

– Wiesz może co planuje Maxo?

– Tym razem nie wtajemniczył mnie w swoje zamiary, o ile jakieś ma.

Isetianin Maxo Kubis, był zbuntowanym nastolatkiem gdy założył z przyjaciółmi swoja bandę. To dzięki niemu Turyści nie mieli problemów z władzami Sojuszu, z powodu swoich wybryków.

Rodzice Maxo należeli do arystokracji  Iset, więc nie mogli pozwolić by niesforny syn niszczył ich reputację. Początkowo próbowano go zamknąć, ale wtedy ogłosił, że jeśli się nie pojawi na spotkaniu, to przyjaciele rozpowiedzą o jego wybrykach. Od tamtego czasu rodzina Kubis, dokładnie zaciera ślady latorośli, by nie narazić się na nieprzyjemności.

Jakiś czas po tych wydarzeniach Maxo poznał Thomasa i wprowadził do Turystów. Od tamtej chwili działalność grupy wyszła poza granice Sojuszu, gdy Lyno opowiedział im jak wlecieć do Laginatu i z niego wrócić niepostrzeżenie. Oznaczało to również zwiększenie ryzyka, bo przemierzanie światów drugiego państwa, było znacznie bardziej niebezpieczne, więc Maxo zaczął decydować o wszystkich lotach poza planetarnych Turystów.

– Gdziekolwiek polecimy. – zaczął Thomas. – Bylebyśmy trafili jak najdalej.  

_______________________________________________________________________

Przepraszam najmocniej za kolejne spóźnienie, ale wczoraj był dla nas fanów  SW wielki dzień :D, przez co nie miałem czasu pisać, mam nadzieje że się nie gniewacie :P

Dedyk dla:
Kiwi
Cade

Jako że poznajemy nowego bohatera, to może napiszcie w komentarzach jakie Thomas wywarł na was wrażenie ;)

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział XI Ruch oporu Accle




Gdy „Szczyt” wszedł w atmosferę, do goniących go myśliwców dołączył okręt wojenny, który wcześniej ominął. Aria leciała nisko nad górami nieznanej planety, próbując pozbyć się pościgu, jednak przeciwnicy nie ustępowali. Na szczęście krążownik znajdował się zbyt daleko aby ją zestrzelić, więc chwilowo nie musiała się nim przejmować.

Nagle z pobliskiej doliny wyfrunęła chmara dziwacznych maszyn, które otworzyły ogień, do niczego nie spodziewających się pilotów, zmieniając ich w chmurę odłamków. R4 gwizdnął pytająco, gdy nowe statki ich otoczyły.

– Nie wyczuwam z ich strony złych intencji. – odpowiedziała. – Wyłącz działa, ale osłony zostaw w gotowości.

Spróbował zidentyfikować modele myśliwców i wahadłowców, ale podobnie jak każdy inny sprzęt na tej planecie, były jej całkiem obce.

Gdy odezwał się komunikator, odebrała połączenie, ale tym razem przygotowała sobie odpowiednią kwestię.

– Witamy na Xamarcii przyjacielu! Widzę ze masz problemy z władzą, może da się jakoś pomóc? – Odezwał się męski głos o dziwnym akcencie.

Obcy osobnik trochę zaskoczył Arię, spodziewała się raczej podobnej sytuacji jak na orbicie, ale w tej sytuacji skuteczność jej oszustwa wzrośnie.

– To skandal! – Krzyknęła, wczuwając się w swoją rolę. – wracałam właśnie w zewnętrznych rubieży, a tu się okazuje, że osoba pod moim nazwiskiem jest poszukiwana! Nie rozumiem skąd im…

– Coś mi się zdaje, że masz mnie za durnia, panienko. – Przerwał jej niespodziewanie. – Nikt by nie wysłał za zwykłym zbiegiem całej fregaty. Więc nie opowiadaj mi żadnych historyjek, tylko mów prawdę.

Aria zaczęła szybko się zastanawiać, nad następnymi słowami. Nie wiedziała z kim ma do czynienia, ale podejrzewała, że to jakiś lokalny gang, więc musiała bardzo uważać na to co mówi.

– Przyleciałam tu za dwójką ludzi, odpowiedzialnych za śmierć mojego przyjaciela. – Odpowiedziała w końcu. – Podczas meldowania zostałam bez ostrzeżenia zaatakowania przez flotę.

– Bez ostrzeżenia? To coś ty narozrabiała? Próbowałaś zabić Mrocznego Jedi?

– Dokładnie.

Jej rozmówca zamilkł. Już się spodziewała kolejnego ataku, ale ten nie nastał. Skarciła się w myślach za swoją nieostrożność. Gang mógł współpracować z Mrocznymi Jedi, a ona właśnie wyznała że jest ich wrogiem.

– Leć za nami, tylko nie wykonuj żadnych gwałtownych manewrów! – Odezwał się po chwili mężczyzna. – Zapomniałem spytać, jak masz na imię.

– Aria Saii.


– Nie podoba mi się że podejmujesz za mnie decyzje! Przypominam Ci Katori, że pod nieobecność Wielkiego Mistrza i mojego brata, to ja odpowiadam za bezpieczeństwo Xamarcii. – Powiedział nerwowo Gawold, do falleena, prawie krzycząc.

– Nie, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Według kodeksu członek RPS, o stopniu Mistrza, ma prawo objąć dowództwo we flocie, lub armii, w przypadku zagrożenia granic Laginatu, jeśli ktoś wyższy rangą tego nie zrobił. – Odparł Katori patrząc na człowieka z góry.

– Tylko we flocie i armii! Nad załogą cytadeli nie masz władzy! Nie zapomnij o tym!

Katori zignorował jego ostatnie słowa i rozsiadł Siena fotelu na środku sali, obserwując holograficzny obraz, zawieszony tuż przednim, przedstawiający przebieg pościgu.

Meric i Voda obserwowali ta scenę, ze swoich miejsc, pod ścianą w milczeniu. Gdy Korsin spytał ją o zdanie na ten temat, powiedziała tylko, że ma obserwować dokładnie przebieg wydarzeń. Siedzący obok Vacuis Adaug, wydawał się nei być zainteresowany, tym co dzieje się w pomieszczeniu, ale Meric dobrze wiedział, że Mroczny Miecz dokładnie wsłuchuje się w każde słowo padające w otoczeniu.

 Z Vacuisem znał już dobre czternaście lat. Pierwszy raz spotkał go podczas jednego z treningów i już wtedy wyczuł u niego silną chęć dominacji. Jednak przez swoją niepozorność i skrytość niewielu wiedziało o jego licznych talentach, podczas gdy Meric cieszył się zainteresowaniem wielu mistrzów. Wywołało to zazdrość u młodego Adauga zazdrość tak silną, że zaczął pomału ujawniać swoje zdolności przywódcze, ale do dziś został osoba samotna i cichą.

Vacius wyraźnie podzielał podejżenia Merica, co do Katoriego, ale nie był godny zaufania. Mimo że udaje pokore, Mroczny Miecz jest wrogo nastawiony do Korsina, a jego zazdrość wzrosła, od kiedy Meric zaczął obracać się wśród Wielkich Mistrzów.

Rozmyślania Korsina przerwał nagły, ruch na środku sali. Do Katoriego podszedł Mroczny Jedi, najwidocznie przyjmując nagłą zmianę w chierarchii.

– Mój panie. – Zaczął z ukłonem. – Siódma fregata wstrzymała pościg, z powodu nagłego ataku buntowników. Zostały już wysłane droidy szpiegowskie, by zlokalizować siedlisko rebelii. Kapitan okrętu prosi o dalsze rozkazy.

– Niech udadzą poszukiwania. – Odpowiedział falleen, po krótkim namyśle. – Muszą być pewni że ich zgubili. Gdy droidy trafią na bazę rebeliantów, fregata ma znajdować się w pobliżu i czekać na dalsze polecenia.

– Przekażę, mój Panie.

Gdy Mroczny  Jedi odszedł, Katori jak zwykle chwycił za swój datapad, na którym notował wszystkie informacje o istotnych wydarzeniach, po czym zwrócił się do Vaciusa.

–Mieczu Adaug, idź na dół i przygotuj batalion do odlotu. Polecisz ze mną i Mieczem Korsinem, zaatakować bazę rebeliantów.

– Tak jest! Mistrzu Katori! – Odpowiedział Miecz  juz skierował się w stronę drzwi, gdy ktoś zawołał.

– Sir! Obce okręty weszły do systemu i rozpoczęły atak!

Zapadła napięta cisza. Wszyscy obecni spojrzeli na falleena, który wydawał się niewzruszony

– Adaug, rób swoje! Przeprowadzimy atak zgodnie z planem! – Powiedział w końcu. – Niech okręty zajmą pozycje! Siły naziemne w gotowości! Lotnictwo ma czekać!

Nad ich głowami pojawił się holograficzny podgląd bitwy. Laginat odniósł już pewne straty, ale nadal mieli przewagę nad sześcioma fregatami Sojuszu.

– Sir. Proponuję sprowadzić fregatę siódmą na orbitę. – Zasugerował Gawold.

– Nie! Fregata jest nam potrzebna tutaj, w przeciwnym wypadku ryzykujemy atakiem na stolicę i bazę lotniczą Und’mir.

– A lotnictwo sir? – Tym raem to Bothanin Proditor Ruel – Moge dowodzić myśliwcami, wyeliminuję straty we flocie.

– Zgadzam się z Mieczem Ruel! Nie powi… - Zawołał Immortal, ale Katori przerwał mu.

– Niech RCS sienie miesza w sprawy obrony Laginatu! Powiedziałem już ostatnie słowo!

Mericowi nie podobała się ta sytuacja. Jakąkolwiek strategię miał Falleen, byłą ona bardzo ryzykowna, a nawet szalona. Niestety w tym zamieszaniu ciężko było odkryć intencje Mistrza, więc postanowił zrobić to gdy będzie z nim sam na sam.


Członkowie gangu zabrali Arię do wielkiego kompleksu kamiennych budynków, położonego wysoko w górach. Doliczyła się sześciu wysokich konstrukcji, przypominających świątynie,  których budował na takim terenie wydawała się nierealna. Wylądowała „Szczytem”, w wysokim hangarze, znajdującym się po środku podstawy jednego z budynków i wyjrzała przez iluminator. Na zewnątrz kręciło się wielu osobników różnych ras. Przed jej statkiem zgromadził się już komitet powitalny.

Gdy rampa opadła, zeszła po niej niepewnie, w towarzystwie R4. Miecze świetlne schowała, do ukrytej kieszeni płaszcza, by nie wyjawić swojej tożsamości, ale był w zasięgu. Zabrała z pokładu pilot, którym mogła zdalnie otwierać statek, bez używania Miecza Alastora.

Zgromadzony tam tłumek obserwował ją pilnie, a karabiny trzymali w gotowości. Zauważyła wyraźne zdziwienie, na widok droida i dopiero teraz zauważyła że w całym hangarze, poza R4 nie ma żadnych robotów.

– A gdzie jest twój towarzysz? – zawołał szeroki w ramionach blondyn, którego po głosie rozpoznała jako swojego poprzedniego rozmówcę.

– Jestem tu tylko z moim droidem. – Odpowiedziała. – Nikt więcej ze mną nie leciał.

– Skanerów nie oszukasz, wykryliśmy dwie formy życia. Albo sama go przyprowadzisz, albo sami to zrobimy.

Aria szybko przeszukała statek Mocą i wyczuła, że mężczyzna ma racje. Gdzieś na rufie ukrywał się młodzik, Tem Versa, który jak jej się zdawało został na Ilum.

– Dobrze pójdę po niego. – Zgodził się, nie mając innego wyboru.

Szybko znalazła chłopca schowanego w schowku, w ładowni. Chciał wyjaśnić mu sytuację, ale okazało się, ze nie puścili jej samej. Dwóch zabraków  weszło do ładowni, a rękojeść miecza przyczepiona do pasa od razu rzuciła im się w oczy. Zanim zdarzyła zareagować ostała ogłuszona, uderzeniem w tył głowy. 

Półprzytomna została wyciągnięta na zewnątrz i położona na posadzce hangaru. Blondyn spojrzał na Miecze, które pokazał mu jeden z zabraków i przykucnął obok niej. Towarzyszył mu teraz osobnik, nieznanej Arii rasy. Z głowy istoty wyrastał długi, ostry róg, ozdobiony słyszącymi wisiorkami, a ręce były dziwnie wykręcone, jakby wyrastały z pleców.

Gdy ktoś wylał jej na głowę zimą wodę, nieco się przebudziła. Zauważyła teraz dziwne symbole na piersiach członków gangu.

– Znamy już te wasze sztuczki Mroczni Jedi. – Powiedział blondyn. – Nie jesteśmy tacy głupi jak wam się wydaje.

– Nie jestem… Mroczą Jedi.  – Zaprzeczyła.

– Skoro nie jesteś to, to skąd masz te zabawki i jak ominęłaś blokadę?

– Jestem członkinią Zakonu Jedi, ścigam dwóch Mrocznych Jedi, którzy zabili mojego przyjaciela.

Nie miała już sił kłamać, a prawda mogła ją teraz uratować.

– Skąd pochodzisz? – Zagadnął nagle rogaty osobnik, po czym dziwacznie siorbnął nosem.

– Alderaan.

Rogacz wyciągnął rękę w stronę zabraka, który podał mu jedną z rękojeści. Gdy ostrze wysunęło się, osobnik dokładnie je obejrzał, wyłączył miecz i spojrzał na Arię.

– To dla nas zaszczyt gościć Jedi! – Powiedział pomagając jej wstać. – Wybacz nam to nieprzyjemne powitanie, ale wcześniej nie mieliśmy z wami do czynienia. Nazywam się  Mat Higi, a mój nerwowy towarzysz, to Liam Switch, dowodzimy tą grupą Rucheu oporu z Accle.

Blondyn Liam patrzył na to z niedowierzaniem. Aria również była zaskoczona nagłą zmianą.

– Chyba jej nie wierzysz? – Zaprotestował mężczyzna.

– W porównaniu do ciebie, mam pewną wiedza na temat Mrocznych Jedi i zapewniam cię, że gdyby ona do nich należała, to leżelibyśmy już dawno martwi.  

Członkowie ruchu oporu wyraźnie się rozluźnili. Najwidoczniej słowo Mata znaczyło dla nich więcej, niż własne obawy.

– Nic się nie stało. – odpowiedziała, starając się być uprzejmą. – Ja nazywam się Aria Saii, jestem Rycerzem Jedi, a to adept Tem Versa. 

____________________________________________________________________

Przepraszam najmocniej że tak późno,  ale nie zdążyłem. Macie za to najdłuższy rozdział pierwszej części. Prawdopodobnie byłby jeszcze dłuższy, bo miałem ochotę to pociągnąć dalej, ale stwierdziłem że to by była przesada.

Dedykuję to wszystkim, który czekali tydzień temu i w tym tygodniu ;)

Postaram się wynagrodzić wam to czekanie pierwszą ilustracją, ale na pewno nie w tym tygodniu, bo chce zdążyć z następnym rozdziałem.

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział X Pościg



Aria obudziła się na zimnej, niewygodnej podłodze. Była zmarznięta, otoczona przez mrok jaskini. Poczuła piekący ból z piersi i przypomniała sobie, że została zaatakowana błyskawicami. Leżała tak chwilę, bez otwierania oczu, aż odzyskała czucie w całym ciele. Trzymała coś metalowego i zimnego, a jednocześnie przesyconego energią. Gdy uświadomiła sowie co trzyma, przypomniała sobie wszystko co się stało przed utratą przytomności. Otworzyła oczy i ujrzała lekko oświetlony sufit. Spróbowała wstać, ale ciało wydawało się ciężkie i sztywne. Gdy ponowiła próbę poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, która pomogła jej usiąść.

– Nareszcie się ocknęłaś. – Odezwał się właściciel dłoni.

Poznała głos, ale dopiero gdy się odwróciła przypomniała sobie do kogo należy. 

– Tem! Co ty tu robisz? – Odezwała się, ledwo słysząc własne słowa. – Ile już tu lezę.

– Około godziny, nie dałem rady cię donieść do świątyni.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła, odzyskując pomału jasność umysłu. Jeden koniec korytarza był zawalony, prawdopodobnie doszło do tego niedawno.

– Ci ludzi z którymi walczyłaś zawalili jaskinię, więc użyłem Mocy aby przyciągnąć twoje ciało w bezpieczne miejsce.

– Dziękuję ci Tem.

Z pomocą Mocy udało jej się wstać i rozciągnąć mięśnie. Pochyłą się od razu lepiej. Dopiero teraz spostrzegła długą rękojeść którą trzymała w lewej ręce. Na myśl o Alastorze łzy popłynęły jej po policzkach, ale szybko stłumiła emocje przywołując słowa kodeksu Jedi „Nie ma emocji – jest spokój”. Opanowanie jednak nie trwało długo, żal nagle przerodził się w gniew i żądzę zemsty, która dała jej nową siłę.

– Musimy szybko wracać do świątyni.


Jak się okazało, dotarcie na miejsce nie było takie proste. Aria zapomniała którędy biegła droga do świątyni i kilka razy poszła w zły zakręt. Na szczęście Tem dobrze pamiętał przebytą trasę i pomógł dziewczynie.

Gdy w końcu dotarli zostawiła adepta pod opieką Dobcko, a sama, bez słowa pobiegła na lądowisko, kierowana chęcią pomszczenia Alastora. W Mocy wyczuwała, że mrocznych Jedi już nie ma na Ilum, więc wbiegła na swój statek, ale doszła do wniosku, że nie może zostawić młodzików bez transportu. Zanim opuściła pokład zabrała ze sobą, swojego droida R4 P9  i prowiant. Na platformie znajdował się jeszcze jeden statek, należący do Mistrza Doole. Był to średniej wielkości frachtowiec, o owalnym kształcie, na kadłubie znajdował się napis, w aurebeshu głoszący „Szczyt Światła”.

Aria spróbowała otworzyć właz, ale okazało się, że w miejscu konsoli znajdował się wydłużony otwór. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, jak otworzyć wejście, aż w końcu, zdesperowana chwyciła za miecz, ale coś ją powstrzymało. Zdziwiona stwierdziła, że nie trzyma swojej broni, a rękojeść Alastora, której ostre zakończenie wydawało, się pasować do otworu. Bez namysłu wsadziła końcówkę miecza w szczelinę, a po chwili rampa statku opadła.

Na pokładzie „Szczytu” było zimno, najwidoczniej dawno z niego nie korzystano. Zanim weszła na mostek rozejrzała się trochę, po pomieszczeniach statku.

– Arfor spróbuj odpalić silniki. – Powiedziała do droida, siadając na miejscu pilota. – I podnieś rampę, bo zapomniała to zrobić gdy weszłam.

Droid posłusznie  podpiął się do komputera, wydając przy tym serię pisków. Po dłuższej chwili silniki się rozgrzały i głośno szumiąc uniosły statek nad ziemię.

Aria chwyciła za stery i zaczęła kierować frachtowiec ku niebu. Świątynia Jedi zniknęła jej z pola widzenia gdy się wzniosła. Zanim opuściła atmosferę zrobiła kilka łagodniejszych manewrów, by zapoznać się z możliwościami maszyny. Gdy znalazła się na orbicie i opuściła studnie grawitacyjną Ilum, przyszedł czas na wprowadzenie współrzędnych celu. Tylko, że dziewczyna nie znała żadnych współrzędnych, ani informacji na temat miejsca , w które Mroczni Jedi mogli by polecieć. Zdesperowana spróbowała namierzyć, statek napastników, ale byli już daleko, więc skaner nic nie namierzył.

Wiedziała, że zemsta nie jest ścieżka Jedi, ale nie mogła pozwolić by mordercy uszło na sucho to co zrobił. Nawet teraz gdy już nie mogła nic zrobić, nie zamierzała ustąpić.

Czując że to jedyna szansa, zanurzyła się głęboko w Mocy i uwolniła wici by czerpać jej jeszcze więcej. Zamykając oczy pozwoliła by Moc przejęła ciało młodej Jedi. Było to błogie uczucie, jednak nie mogło trwać wiecznie.

Lekkie szarpnięcie nagle wyrwało ja z transu. Za iluminatorem migotał rozmyty świat nadprzestrzeni, a R4 zagwizdał pytająco.

Udało mi się! – pomyślała i spojrzała na komputer nawigacyjny.

Współrzędne które zobaczyła były jej obce, udało jej się tylko wywnioskować, że jej cal znajduje się w niezbadanych regionach galaktyki.

– Rozlejże się trochę i spróbuję się przespać w kajucie, zawołaj mnie gdy będziemy wychodzić. – Poleciła droidowi, po czym wyszła.


Zwiedzenie wszystkich pomieszczeń „Szczytu” zajęło jej trochę czasu, bo wbrew pozorom jest ich dużo, a siatka korytarzy tworzy ciasny labirynt. Zanim się położyła poszła do odświeżacza, by się umyć i obejrzeć ciągle piekącą pierś. Na szczęście błyskawice nie spowodowały poważniejszych obrażeń, niż kilka oparzeń, na które założyła przestarzałe, ale działające plastry z bactą.

Później położyła się na koi w kajucie kapitana, ale sen długo nie nadchodził. Ciągle zadręczała się myślami, na temat śmierci Alastora. W końcu zmęczenie zwyciężyło, dając jej niecałą godzinę nerwowego snu. Gdy się obudziła, nie miała już ochoty leżeć, więc z nudów zaczęła przeglądać rzeczy ze schowków, ale nie poświęcała temu zajęciu zbyt wiele uwagi.

Po minięciu ponad czterech godzin, R4 zawołał ją, tak jak mu kazała. Zanim opuścili nadprzestrzeń rozsiadła się, w fotelu pilota i sprawdziła systemy statku. Gdy rozmyte gwiazdy wróciły na swoje miejsca, ukazała się przed nimi planeta, wokół której stacjonowało wiele wielkich okrętów, o kształcie klina. Nagle z głośników wydobył się damski głos, o specyficznym akcencie.

– Niezidentyfikowany frachtowcu, naruszyłeś przestrzeń Laginatu. Podaj dane swoje i załogi, oraz cel podróży, wysyłamy po was eskortę myśliwców, która odprowadzi was na jeden z krążowników, w celu zameldowania. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów, pod groźbą zestrzelenia.

– Nazywam się Aria Saii, jestem Rycerzem Jedi. Mam tu ważną misję zleconą przez Zakon Jedi. Proszę o przepuszczenie i wysłanie rejestru ostatnich przylotów.

Nikt jej nie odpowiedział, za to za iluminatorem pojawiło się kilka, zbliżających się, podłużnych obiektów. Aria zaniepokojona, zaczęła rejestrować otoczenie przez Moc. W ostatniej chwili wykonała unik przed salwą z nadlatujących myśliwców, które przeleciały niebezpiecznie blisko.

– Arfor sprawdź czy mamy jakieś uzbrojenie i włącz osłony! – Krzyknęła do droida, mimo ze stał tylko metr od niej.

Musiała się spieszyć. Pościg składający się z sześciu myśliwców, nieznanego typu, zawróciły i przymierzały się do następnego ataku. Nie docenili jednak Arii, która z pomocą Mocy była pilotem nie do pokonania. Tylko kilku napastnikom udało się oddać celny strzał, te jednak zostały pochłonięte przez tarcze nie wyrządzając „Szczytowi” żadnej szkody.

Niespodziewanie R4 wydał serię pisków, informując o czterech działach umieszczonych na frachtowcu. Dziewczyna była zaskoczona obecnością uzbrojenia „Szczytu”, ale nie iała czasu o tym myśleć.

– Spróbuj ich zestrzelić Arfor! – Krzyknęła ponownie, na co odpowiedział jej potwierdzającym gwizdem.

Aria wiedziała, że droid nie da rady zestrzelić, prawdopodobnie wyszkolonych pilotów, więc wysłała w ich stronę wici mentalne, w celu dezorientowania. Usłyszała gdzieś z tyłu wystrzały, laserowych dział, ale nie sprawdziła czy udało się zestrzelić przeciwników, bo nadchodziło nowe zagrożenie. Jeden z mniejszych krążowników, opuścił pozycję i skierował się w stronę „Szczytu”, szykując się do oddania strzału. Młoda Jedi wiedziała, że ucieczka jest daremna, więc ruszyła bezpośrednio na okręt i przeleciała tuż pod nim, zbyt blisko by mogli ją namierzyć. Zanim załoga zareagowała na jej nagły manewr, Aria zdążyła ich wyminąć i polecieć w stronę planety. Piloci myśliwców jednak nie zaprzestali pościgu, zwłaszcza, że dołączyło do nich kilka następnych.


Po wejściu do Cytadeli, Meric tak jak mu kazano, poszedł porozmawiać z Mistrzem Katorim, który dopytywał się tylko o wynik potyczki i o przestrzeganie kodeksu. Gdy skończyli dołączył do pozostałych, by w komnatach mieszkalnych, w górnej części stożka, odpocząć i się pożywić. Później wspólnie wspięli się, na szczyt centralnej wieży, gdzie, złożyli raport z wydarzeń na Ilum. Mistrzyni Voda bardzo późno do nich dołączyła, bo cały czas opiekowali się nią medycy.

Sala narad, w której się znajdowali była okrągłym, wysoko sklepionym pomieszczeniem. Znajdowało się tam jedno, wielkie okno na całą wysokość ścian, zwrócone w stronę wschodniej części Miasta. Pod ścianami i na centralnym podwyższeniu rozłożono wiele komputerów, które zostały specjalnie dopasowane, aby wgrywały się w piękne zdobienia Sali. Pradawni Sithowie setki lat wcześniej, złożyli w niej jeden z jedenastu holokronów Cytadeli. Po powstaniu Laginatu cztery artefakty, znajdujące się w wieży zostały przeniesione do największej sali, gdzie znaleziono siedem pozostałych, a gdy stolicą stał się Lagin Prime, wszystkie holokrony wywieziono do Biblioteki.

Wszyscy uczestnicy byli zajęci, swoimi codziennymi zadaniami, które trzeba było wykonać, niezależnie od miejsca pobytu. Nie byli tam sami, dookoła krążyło wielu Mrocznych Jedi, a wszystkim dyrygowali Mistrzowie Katori i Gawold. Nagle ciszę przerwał jeden ze Sług.

– Mój Panie. – Zwrócił się do Gawolda. – Dowódca jednego z okrętów zgłosił pojawienie się ,nieznanego frachtowca, którego pilot przedstawił się jako Rycerz Jedi. Niestety próba zniszczenia statku nie powiodła się i Jedi przedostał się do atmosfery. Jakie przekazać rozkazy?

– Niech wyślą za nim całą fregatę i eskortę myśliwców! – Rozkazał Katori, nie czekając na odpowiedź opiekuna świątyni. – Nie możemy dopuścić aby nam się wymknął!

______________________________________________________________________

Niestety nie dałem rady wcześniej dodać, ale i tak zmieściłem się w terminie. :P

Dedyk dla wszystkich żądnych zemsty;)